Przed wyjazdem do Sulejowa odwiedziliśmy Czatę. Mieszkamy w tym samym mieście i od czasu do czasu dobrze jest wziąć je na wspólny spacer.
Ares nie za pewnie czuł się w nowym mieszkaniu, ale od czego była Czata. Już w przedpokoju zajęła się nim, zadbała, żeby nie myślał o tym. Podszczypywała go , podgryzała, przewracała się, skakała na niego. Ares w końcu uległ zalotom i zaczęli się bawić, a miejsca nie było zbyt dużo.
Ares jest leniwy i postawa Czaty nawet mu odpowiadała. Zaczął nawet wykazywać pewną inicjatywę, zaczepiał i przymilał się (Ares to ten w szelkach).
Czata go prowokowała, coś tam tam gadała do niego podszczekując, zachęcała do zaczepek przyjmując leżącą pozycję. Istna kokietka.
W domu Czaty jest jeszcze jedno zwierzę, a mianowicie papuga o imieniu BUBEK. Dla Czaty to zwykły domownik, ale dla Aresa to była nowość.
Ares się oglucił jak BUBEK trochę zaskrzeczał. Nie wiedział, co za zwierzę może wydawać z siebie taki głos. Nawet trochę się cofnął.
Ja z Jagodą piłyśmy kawę, psy się zajmowały sobą i było bardzo przyjemnie, ale w końcu należało je zabrać na spacer, zwłaszcza, że zmierzcha teraz już o wiele szybciej.
Spacer był dość długi. Mimo, że to dość ruchliwa dzielnica, to można znaleźć tam tereny gdzie pies ma doskonałe warunki do wybiegania się. W dali co prawda widoczne są wieżowce, ale tam nie słychać miejskiego szumu i zgiełku, jest dużo zieleni (takiej bardziej dzikiej), przestrzeni do biegania.
Zanim wyciągnęłam aparat na dworze już trochę pociemniało i można powiedzieć, że zdjęcia ze spaceru nie udały się. Tylko na dwóch z nich coś tam można zobaczyć Na tym zdjęciu Jagoda trzyma taką długą 15 metrową linkę i czasami przypina ją Czacie dla jej bezpieczeństwa, bo potrafi być nieposłuszna. Mój Ares także nie należy do najlepiej ułożonych (choć się staram jak mogę, ale niestety jest uparty i nauka posłuszeństwa trudno wchodzi mu do głowy, ale ja też potrafię być uparta , a nawet zawzięta) i również ma taką linkę, ale krótszą - 10. metrową.
Na tym zdjęciu nasze ogarki są na smyczy, bo podobno gdzieś w pobliżu znajdował się jakiś kanalik ze ściekami i nie było pożądane przez nas, by udały się w tym kierunku.
Jak wróciłyśmy do domu było już całkiem ciemno. Psy, jakby nigdy nic, zaczęły się ze sobą bawić.
Tarzały się
Czata znów była w swoim żywiole
Wszystko co przyjemne musi się kiedyś skończyć, tak też było i w tym przypadku. Jagoda Czatą odprowadziły nas do autobusu i pojechaliśmy do domu. Była to pierwsza jazda Aresa autobusem. Zniósł ją , jak na jego możliwości, dobrze, ale na wszelki wypadek założyłam mu szelki, bo ma problemy z utrzymanie równowagi na zakrętach.